niedziela, 6 marca 2022

Deszczowe noce w Gotham

Po spektakularnym sukcesie Nolanowskiej trylogii o Mrocznym Rycerzu, sprzed dziesięciu lat, kwestią czasu było, kiedy postać ta znów odżyje na ekranie. Snyderowskie filmy Batman vs Superman oraz Liga Sprawidliwości  pokazały nową twarz Batmana, bardziej mroczną, podkreślajac przede wszystkim jego ciemną stronę, naturę której bliżej do złoczyńcy aniżeli bohatera. Estetycznie filmy Zacka Snydera miały znów mieć klimat komiksów, co stoi w opozycji do realizmu filmów stworzonych przez Christophera Nolana. Jednak idea Batmana, mściciela, który z przestępcami zmierzy się w każdych okolicznościach, pozostaje niezmienna, dostarczając widzom - szczególnie w aktualnych czasach - satysfakcji z wymierzania sprawiedliwości i nadziei, że zło prędzej czy później przegra. 


"Zło dobrem zwyciężaj" to cytat, w który mało kto w Gotham City uwierzy. Naiwny idealista, nie przetrwałby w tej twierdzy złoczyńców, trzeba więc obrać postawę obronną, aby przeżyć w mieście gniewu i chaosu. Młody Bruce Wayne już drugi rok z rzędu prowadzi podwójne życie - milionera i mściciela. Jedno życie zawsze zdominuje to drugie i w przypadku Bruce'a, to Batman wydaje się bardziej atrakcyjny więc Wayne przez cały czas będzie rozwiązywał zagadki kryminalne, aniżeli brylował na salonach, jak na młodego bogacza przystało. Tym razem Batman wraz z komisarzem Gordonem, tropią seryjnego mordercę o pseudonimie Riddle/Zagadka. W iście kryminalnym stylu i estetyce kina noir, próbują odkryć kto stoi za morderstwami najważniejszych polityków miasta. Im dalej brną w swoim śledztwie tym więcej korupcji i mafijnych połączeń z policją i władzami odkrywają. Żmudne rozwiązania i odkrycia kolejnych nielegalnych interesów nie pozostawiają złudzeń, że Gotham jest przesiąknięte złem do szpiku kości, do tego stopnia, że nawet sam Bruce Wayne musi przewartościować swoje motywy w chwili wielkiego zwątpienia.

Historia Batmana zawsze wyróżniała się na tle innych historii o superbohaterach. To bardzo złożona postać i kolejne filmowe wersje wnoszą nowe elementy, zaś każdy kolejny reżyser ma swoją wizję - a szczególnie - pasję do tej postaci, nie inaczej jest tym razem. Matt Reeves, reżyser, który kilka lat temu wskrzesił Planetę Małp (swoją drogą spektakularnie) i tym razem przedstawia Batmana od nowa, przywracając jego detektywistyczne umiejętności, ale bez powrotu do samego źródła początków Batmana, brak w tej produkcji genezy powstania Mrocznego Rycerza. Nie bez powodu mamy nawiązania do kina detektywistycznego, filmów z gatunku noir, a nawet "oczko" w kierunku westernów. Batman w komiksach, to nie tylko mściciel, ale przede wszystkim właśnie fenomenalny detektyw, walczący ze złem po zmroku. Film więc naturalnie jest bardzo mroczny, deszczowy wręcz depresyjny. Nie dziwią skojarzenia z filmami Davida Finchera (Zodiak czy Siedem), przy jednoczesnym gotyckim klimacie pierwszych Batmanów w reżyserii Tima Burtona, jest to też ukłon w stronę realizmu Christophera Nolana. Wszystko to daje naprawdę fenomenalny efekt. The Batman ma w sobie coś unikatowego, coś co samo w sobie może inspirować innych twórców.



Mimo wszystko kino o superbohaterach rządzi się pewnymi prawami, bazą naturalnie pozostają komiksy, które zawsze wypełnione są ciekawymi wątkami, przygodami, ale przede wszystkim złoczyńcami. Nie trzeba więc stwarzać nowych postaci na potrzeby filmów. The Batman luźno bazuje na wydarzeniach z komiksów: Batman The Long Halloween oraz Dark Victory. Każda historia tego typu jest na tyle dobra, na ile mamy ciekawych antagonistów. Psychopatyczny Riddler sieje strach wśród wysoko postawionych polityków (w tej roli fenomenalny Paul Dano), pojawiają się także poboczni antagoniści czyli przedstawiciele mafii Gotham City na czele z Oswaldem "Oz" Cobblepotem/Pingwinem (komiczny choć przerażajacy Colin Farrell) oraz Carmine Falconem (John Turturro). Po stronie Batmana mamy tym razem Selene Kyle/Catwoman (Zoe Kravitz), tradycyjnie komisarza Gordona (Jeffrey Wright) oraz wiernego lokaja rodziny Wayne'ów Alfreda Pennyworth (Andy Serkis).

Tak solidna obsada sporo by straciła, gdyby do roli Batmana wybrano niewłaściwego aktora, jednak Robert Patinson doskonale odnajduje się w tej postaci. W The Batman nie ma miejsca na wątek skomplikowanej relacji Bruce Wayne vs Batman, nie będzie filozofowania, moralizatorstwa i opowieści o poświęceniu - dostajemy tylko Batmana, który zdominował osobowość Bruce'a Wayne'a. Jego motywy są proste - to czysta zemsta i walka aby zagłuszyć demony przeszłości. Bruce Wayne w przerwie od bycia Batmanem, żyje odizolowany i zdystansowany, jego codzienność wypełniona jest poszukiwaniem przestępców, a nocne życie dalekie jest od stylu życia prowadzonego przez bogatego playboya, na czym skupiały się wszystkie poprzednie filmy. Bruce cały czas mierzy sie z traumą po stracie ukochanych rodziców, jego chłodne i apatyczne usposobienie oraz smutek mają swoje wytłumaczenie w brutalnych okolicznościach z dzieciństwa. Batman ma nieść strach i przerażenie wśród złoczyńców. Jednak sam Bruce Wayne jest w pułapce, gdyż sam nie wie czym jest i czym powinien być Batman. Jego alter-ego przez większość filmu to nocny mściciel, jeszcze nie symbol, Batman ma być lekiem aby zagłuszyć ból, jest jak narkotyk, który "pomaga" radzić sobie z traumą. To bardzo mroczna i smutna interpretacja skomplikowanej postaci Batmana i Robert Pattinson świetnie odnalazł się w tej roli. Jestem w stanie uwierzyć w tę jego drogę od człowieka, którego główną motywacją jest chęć zemsty aż po bohatera, który pomaga słabszym i niesprawiedliwie pokrzywdzonym.


Last but not least  czyli aspekt wizualny i techniczny. The Batman to prawdziwa wisienka na torcie i temu należy poświęcić uwagę podczas seansu. Klimat filmu jest gęsty, brutalny i bardzo mroczny, taki efekt spotęgowany jest nie tylko przez to, że praktycznie 98% wydarzeń dzieje się po zmroku, ale również przez deszczową aurę i sezon listopadowy. Gotham City jest nie tylko miejscem wydarzeń, to osobny byt w tej historii, wykreowany tak aby wzbudzać niepewność i strach w odbiorze. To moim zdaniem najlepiej przemyślana scenografia Gotham City ze wszystkich filmów o Batmanie, które powstały do tej pory. Mroczna kolorystyka i gotycka scenografia estetycznie cytują Batmana z 1991 r. w reżyserii Tima Burtona. Z kolei fenomenalna realizacja i praca operatora Grega Fraisera (dokładnie ten sam, który zilustrował wizualne piękno Diuny), scena pościgu Batmana za pingwinem jest pięknie i nowatorsko zrealizowana.

Tempo filmu współgra z muzyką skomponowaną przez Michaela Giacchino. Tej ścieżce dźwiękowej bliżej do orkiestrowego Elfmana niż do patetycznego Zimmera. Ścieżka dźwiękowa jest perfekcyjnie dopracowana pod tempo akcji i to z pewnością najmocniejszy element tego filmu. Nawiązuje do wcześniejszych serii, jest też jednocześnie swego rodzaju mieszanką gatunków - od rocka, po jazz. Utwór Catwoman mógłby spokojnie skomponować Krzysztof Komeda. Mistrzostwo! Muzyka służy też do podkreślenia stanu w jakim znajdują się bohaterowie, szczególnie melodia towarzysząca Batmanowi, to nie tylko mroczny cover Something in the Way Nirvany, ale też Marsz Żałobny Chopina. Efekt osiągnięty - to przygnębiający i przerażający seans jednocześnie.


Mimo zachwytów i całego mojego uznania do tej produkcji, nie mogę powiedzieć, że film jest pozbawiony wad. Do wybitności było blisko jednak są elementy, które burzą odbiór. Przede wszystkim czas trwania filmu. Jestem wielką fanką długich seansów, jednak w tym przypadku można odczuć te trzy godziny, głównie dlatego, że niektóre sceny są rozciągnięte troszeczkę "na siłę", jednocześnie wielość wątków może namieszać w głowie. Były też sceny, gdzie film kompletnie gubił tempo. Jest to szczególnie zauważalne we wspomnianej scenie pościgu - to długa i spektakularna sekwencja, po której następuje nagłe cięcię do kolejnej acz mało wciągającej sceny przesłuchania. Scenariuszowo zawodzi wątek Catwoman, była momentami eksponowana nienaturalnie często, jakby zabrakło pomysłu scenarzystom na płynne włączenie ją w wydarzenia. Z drugiej zaś strony brakowało wątku Bruce'a Wayne'a. Przyznam, że o ile lubię fakt, że przez większość seansu śledzimy losy Batmana, to jakoś zabrakło mi Bruce'a. To może nie do końca znaczący minus, bo podoba mi się psychologiczna analiza tej postaci, dzięki obecności Batmana, ale jednak uważam, że nie zaszkodziłyby dwie, trzy sceny więcej z Brucem Wayne'em, zwłaszcza w relacji z Alfredem.

The Batman jest przedłużeniem tego co widzieliśmy w zwiastunie, nie tylko poprzez powracjący w filmie muzyczny wątek Nirvany, który pojawiał się w każdej zapowiedzi, ale też przez konsekwentne utrzymanie klimatu. Zwiastun był przedsmakiem fenomenalnie zrealizowanej superprodukcji. Znajdzie się z pewnością kilka nowatorskich aspektów technicznych, które zostaną uznane w filmowym środowisku. Unosząca się ciężka atmosfera, nie pozostawia przyjemnego rozluźnienia jak po seansach produkcji Marvela. Batman został opowiedziany inaczej i wolałabym, aby kino przygodowe spod znaku superbohaterów wreszcie bardziej ewoluowało w stronę psychologii postaci i jej dylematów, ale przede wszystkim drogi do zrozumienia, że jako jednostka możemy mieć znaczący wpływ na otaczający nas świat. W niepewnych czasach warto szukać inspirujących historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz