Tak jak miłość, dobro i piękno jest inspiracją do tworzenia wspaniałych filmów tak samo zło, przemoc i nienawiść może zostać sportretowane równie... poruszająco. W każdej dziedzinie życia musi być równowaga - tam gdzie jest światło jest też ciemność, analogicznie gdzie piękno jest też i brzydota, a gdzie dobro jest też zło. Ostatnio oglądam wciągające emocjonalnie filmy, takie które maksymalnie angażują, nie wychodzą z głowy, a nawet nie pozwalają zasnąć. Najnowsza produkcja Netflixa "Diabeł wcielony" (The Devil all the Time) to film, który generuje niepokój, wstręt, obrzydzenie i koszmar, to film który dosadnie ilustruje zło nie pozostawiając miejsca na nadzieję, rodzi pytania o sprawiedliwość, o moralność i jest przyczyną do dyskusji i spojrzenia na dobro, które aby przetrwać musi czerpać ze zła.

Środkowe Stany Zjednoczone przełomu lat 50. i 60. nie są łatwym miejscem do życia, doświadczenia drugiej wojny światowej nadal prześladują weteranów walczących na Pacyfiku, trauma wojny dotyka ich bliskich, a także nowe pokolenie, które wojny nie doświadczyło bezpośrednio. Jednak miejsce akcji "Diabła wcielonego" to przede wszystkim mroczne i do szpiku kości niebezpieczne miejsce - miasteczko Knockemstiff w stanie Ohio sprawia wrażenie jakby było zapomniane wręcz opuszczone przez Boga. Młody Arvin Russell (Tom Holland) już jako kilkuletni chłopiec doświadczył bólu, straty i traumy tak silnej, że jego życie stało się nieustanną walką w obronie własnej i najbliższych - babci, przyszywanej siostry Lenory (Eliza Scanlen) oraz wuja. Losy Arvina, to oś całej historii, której początek to powrót jego ojca Willarda (Bill Skarsgard) do rodzinnego miasteczka, powrót po traumatycznych przeżyciach na froncie, jednak wymodlony przez matkę, która w zamian za jego życie obiecała Bogu, że ożeni go z młodą dziewczyną z okolicy Sandy (Mia Wasikowska). Młodzi jednak życie ułożyli sobie osobno - Willard ze słodką Charlotte (Haley Bennett) zaś Sandy z aspirującym kaznodzieją Royem (Harry Melling). Żadne z nich nie skończy żywota "długo i szczęśliwie".
Już od pierwszych scen losy bohaterów nie są przedstawiane jednym ciągiem, pewne wspomnienia z przeszłości są wywołane do uzupełnienia aktualnych doświadczeń bohaterów. Taki styl "Diabeł wcielony" ma już do końca i jest to bardzo zgrabnie prowadzone dzięki roli narratora (Donald Ray Pollock), który choć zdradza niektóre wydarzenia nie robi tego wprost ze szczegółami, a dość enigmatycznie wprowadzając w ciąg tragedii. Sposób opowiadania wydarzeń bazujący na nielinearności dodaje jeszcze większej tajemniczości, wciągając widza bardzo intensywnie, duet obrazu i historii tworzy nietypowy klimat zaś poziom napięcia można ciąć nożem, do tego surowy obraz osiągnięty kamerą taśmową 35mm dodaje naturalności. Jednak najbardziej porywająca jest tutaj obsada - wielkie nazwiska znane zarówno w kinie niezależnym jak Mia Wasikowska, Eliza Scanlen, Jason Clarke, Robert Pattinson oraz Haley Bennett czy te z większych produkcji jak Sebastian Stan, Tom Holland czy Bill Skarsgard, aktorzy stworzyli niesamowite kreacje wyciskając maksymalnie wszystko ze scenariusza. Zapamiętam szczególnie epizod Mii Wasikowskiej, z gracją i pokorą zagrała skromną Sandy, której niesprawiedliwy los najbardziej mnie poruszył. Jednak pierwsze skrzypce grają tutaj postacie zinterpretowane przez Sebastiana Stana, Toma Hollanda, Roberta Pattinsona i Jasona Clarke. Tom Holland jest tu trochę super bohaterem stającym w obronie słabszych, jednak bolesna przeszłość pozostawiła widoczne piętno i dlatego jest to heroizm daleki od czynów Spidermana. Na poziomie władzy i sprawiedliwości również nie ma co liczyć na pomoc bowiem skorumpowany szeryf Lee Bodereck, grany przez Sebastiana Stana, wykorzystuje swoją pozycję do walki z niewygodnymi przeciwnikami, zaślepiony chęcią władzy nie potrafi nawet zatroszczyć się o najbliższych. Dwa największe czarne charaktery czyli postać kaznodziei granego przez Roberta Pattinsona oraz postać seryjnego mordercy Carla granego przez Jasona Clarka to najbardziej odpychające postacie w całym filmie, ale są tak fenomenalnie zagrane, że ich zło schodzi na dalszy plan, przynajmniej w chwili gdy nie jestem wchłonięta przez historię do końca. Myślę, że najbardziej z całej obsady wyróżniał się Pattinson, stworzył tak ohydną, odpychającą i zepsutą postać, że czekałam aż w końcu ktoś rozliczy go za całe zło - genialna rola, fenomenalnie napisana i wykreowana.

Do Pattinsona nie mogłam się przekonać całą dekadę przez fatalny "Zmierzch", ale ostatnie filmy pokazują na co go stać! Jest na dobrej aktorskiej drodze, mogę już podziwiać.
Wspominałam na wstępie recenzji, że "Diabeł wcielony" przedstawia dobro, które aby zaistniało musi stosować taktyki zła i to jeden z tych pesymistycznych motywów w filmie, który wybrzmiewa chyba najbardziej. Perspektywa świata tak beznadziejnie skonstruowanego trochę mnie osłabiła i przeraziła dogłębnie, tak bardzo, ze nie mogłam wyrzucić z głowy tych wszystkich historii, jest to zarówno bardzo smutne, ale też traumatyczne. Wszystko co nas otacza stanowi dla nas zagrożenie, jesteśmy wystawieni na atak, bo każdy człowiek może nas skrzywdzić - czy to niewinnie poprzez "dobre intencje", czy to przez manipulację, czy bezpośrednio słowem, czynem, kłamstwem. Postać młodego Arvina jest kwintesencją racjonalnego podejścia do rzeczywistości która go otacza, dla niego każde wyjście z domu, to opuszczenie bezpiecznej oazy, to walka o przetrwanie i ciągła czujność jak na wojnie. Smutny to obraz bez Boga i wiary, pozbawiony nadziei, miłości i szacunku tworzący ofiary, szaleńców i paranoików. To co jeszcze bardziej film ilustruje przez co można się totalnie zdołować, to wszechobecny wątek wiary w Boga, który każdy z bohaterów wykorzystuje do osiągnięcia własnych korzyści czyli głównie przemocy wobec niewinnych, zarówno świadomie jak i nie świadomie. Wydaje mi się, że mechanizm manipulacji wiarą jest tytułowym diabłem wcielonym, oglądając kolejne "pomysły" bohaterów na łudzenie religią i Słowem Bożym aby czynić zło wzbudza bezsilność i dyskomfort. Niestety jest to żywy problem w naszej aktualnej codzienności, gdzie mamy jakikolwiek system wierzeń i to nie tylko w Kościele Katolickim, o czym tylko potrafią mówić media, to problem też tych niewierzących, wykorzystujących ułomności człowieka do manipulacji i wykrzywiania rzeczywistości, aby tak naprawdę walczyć z ogólnie pojętą religią. Nie jest tak, że Ewangelia nakazuje czynić zło, ten film ilustruje że stoi za tym człowiek i tylko człowiek, że to jego wybory i czyny mogą niszczyć dobro i niewinność w zarodku.

Tom Holland zbudował bardzo ciekawą postać, która choć wydaje się być najbardziej pozytywną, nie jest czysta i pozbawiona wad.
Choć "Diabeł wcielony" może być traumatycznym seansem, to myślę że warto poświęcić mu uwagę i zastanowić się co przykuwa naszą uwagę? Który wątek porusza najbardziej? Poziom beznadziejności i koszmaru przywołuje klimat takich filmów jak "Boże Ciało" Jana Komasy czy "Aż poleje się krew" Paula Thomasa Andersona, bo mamy tutaj coś znacznie głębszego niż problem ułomności ludzkiej natury, to przedstawienie odwiecznego wątku walki ze złem. Jeśli człowiek nie będzie ze złem walczyć, to podda mu się i ono wypełni każdy aspekt życia, taki człowiek będzie podświadomie wręcz dążył do grzechu. Najlepszym podsumowaniem "Diabła wcielonego" jest cytat Fryderyka Nietzsche: "Gdy patrzysz zbyt długo w otchłań, to otchłań zaczyna patrzeć na Ciebie".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz