czwartek, 25 kwietnia 2019

Czy kobieca solidarność istnieje?

Trudno jednoznacznie zdefiniować czym może być kobieca solidarność. Czy chodzi o wzajemną życzliwość i wsparcie, czy może o komplementy i miłe słowa, które mamy szczerze na myśli, a nie "odhaczamy" żeby było, żeby ukryć zazdrość bądź zawiść. Czy jesteśmy do siebie tolerancyjne i nie szkodzimy sobie nawzajem? Czy umiemy być szczere i bez chęci zemsty przyjąć krytykę, a nie tylko sztucznie sobie słodzić? I ostatnie, czy solidarność kobieca oznacza, że nie zaangażujemy się w romans z żonatym mężczyzną? Każdy z tych elementów to dość złożona sprawa i zapewne trudno być aż tak lojalnym i wyrozumiałym, zwłaszcza, gdy borykamy się ze swoimi problemami.



Odnoszę wrażenie, że kobieca solidarność odnosi sukces wówczas, gdy mamy do czynienia z kobietami żyjącymi w zgodzie ze sobą i ze swoim życiem, wiecie takie piękne, wewnętrznie poukładane damy, które nie szukają poklasku ani podziwu, a chcą szczerze zmieniać świat i wspierać w każdych okolicznościach najbliższe im kobiety. Automatycznie każda relacja będzie fikcją jeśli pojawi się zawiść i zazdrość w stosunku do drugiej kobiety. Powodów może być mnóstwo najczęściej wynikają z kompleksów i ciągłego porównywania się. Coś w tym jest, że kobiety zazdrosne chcą zaszkodzić drugiej kobiecie (świadomie lub nie) zazwyczaj takiej, która odnosi sukcesy bądź jest ładniejsza, albo ma większe powodzenie. Szkoda, że tak błahe powody sterują ludźmi i ich relacjami z innymi.

Ostatnimi czasy słyszę o kolejnych kryzysach w związkach moich bliskich i dzięki temu obserwuję reakcję kobiet na te wszystkie sytuacje. Wydaje się wręcz, że próbą kobiecej solidarności jest rozpad związku znajomej, przyjaciółki lub kogoś z rodziny. To w tych trudnych i przykrych okolicznościach wychodzi na jaw prawdziwa twarz kobiety i jej problemów, wówczas wszystko jest odsłonięte. Zauważyłam, że w przypadku rozwodu lub kryzysu w związku, pewien określony typ kobiet automatycznie staje po stronie mężczyzny, na siłę wręcz szukając zła po stronie kobiety, zaś wokół mężczyzny tworzy kult poszkodowanego. Od razu zaznaczam, zdaję sobie sprawę, że każdy rozpad związku jest inny, a sam temat delikatny i czasem trudno jest się jednoznacznie opowiedzieć po którejś stronie. Także wiem, że istnieje ślepa "solidarność jajników" i wiara w niewinność kobiety oraz męża/partnera tyrana, bo to też pułapka. Dlatego od razu zaznaczam piszę o sytuacjach, gdy kobieta bezmyślnie atakuje drugą kobietę, nie wspiera jej bądź od razu stawia diagnozę obarczając za całe zło.

W mediach poruszany jest często problem przemocy domowej zarówno fizycznej oraz psychicznej. Przemoc psychiczna ze swej natury jest trudniejsza do stwierdzenia, bardziej subtelna, czasem bardziej wstydliwa dla kobiet. W obu przypadkach w roli kata częściej występuje mężczyzna, mimo to nadal obrywa się za to przede wszystkim kobiecie. Poszkodowana nie dostaje wsparcia, jedynie hejt ze strony innych kobiet. Kiedy mamy do czynienia z przemocą psychiczną, często pojawiają się głosy w stylu: "nagle jej się przypomniało", albo "sama jest sobie winna, bo robiła to czy tamto", "nie wiedziała za kogo wychodziła za mąż", "przed ślubem latała za nim jak desperatka", bądź hit: "cwaniara, chce go oskubać". Bardzo łatwo udowodnić przemoc fizyczną, w końcu pozostawione rany na ciele stwierdzi obdukcja. Gorzej z przemocą psychiczną, tutaj ślady pozostają w psychice, potrzeba wielu analiz psychologicznych by to stwierdzić. Pomimo ruchu #metoo, walczącego m.in. z wykorzystywaniem i przemocą psychiczną wobec kobiet, wciąż trudno uznać psychiczne znęcanie się za wystarczający dowód w sprawie nawet, gdy rozwód toczy się o orzeczenie o winie. Mimo to niektóre kobiety nie czekają na werdykt sądu, nie interesuje je również wersja kobiety, stają po stronie mężczyzny. Od razu.



Oczywiście wspomniane zachowania niezbyt ładnie świadczą o kobietach, bo są wypowiadane wprost, na forach internetowych bądź w gronie koleżanek i choć to anonimowy przekaz, to jednak zdradzamy nasze podejście. Trudniejsze do wykrycia i wcale nie świadczące o solidarności kobiet są "złośliwe komplemenciki". Taki komplement jest pozornie ładnie ubrany w słowa podziwu, ale jednocześnie ukrywa zawiść. Niech przykładem będzie to co powiedziała "trenerka Polek" Ewa Chodakowska do byłej Miss Polonii (?) Pauliny Krupińskiej - "dzięki swojej urodzie nic nie musisz robić" czyli klasycznie, Paulinie "dostało" się za urodę. Tę sytuację mogę podsumować cytatem Lidii Jasińskiej "Świat potępia zawiść lecz pozwala ją ukryć w gratulacjach". Nie wiem czy Chodakowska jest zawistna, jednakże takie "komplementy" nie spełniają swojej roli, to są bardzo subtelne acz niesprawiedliwe i krzywdzące oceny. Sama doświadczyłam takich uwag i komplementów, bo "jak ładna buzia, to wszystko przychodzi łatwo". Nie jest fajne usłyszeć coś takiego, a cała sytuacja może wywołać odwrotny skutek. Być może taka kobieta pracuje nad sobą, swoimi obowiązkami, karierą itd. Trzeba uważać jak dobiera się słowa, bo to nie tylko ładna buzia czy uroda, to przede wszystkim praca, poświęcenie i nauka. Niestety niektóre kobiety są wybitne w takim okazywaniu "podziwu", można przy tym ukryć jakieś złe intencje, ale ponieważ pozory pozytywnych słów padły jest ok, jestem fajna i taka życzliwa. Na nieszczęście dla tych pań uprzedzę, że coraz łatwiej wyczuć zawiść, po to mamy intuicję i po to zdobywamy życiowe doświadczenie, aby walczyć z tego typu stereotypami i unikać tak "życzliwych" kobiet.




To jak będzie wyglądała kobieca solidarność zależy tylko i wyłącznie od nas i wierzę, że można ją osiągnąć, trzeba jednak zmienić myślenie. Solidarność kobiet widzę na Instagramie i podziwiam to, bo jest tam wiele świetnych kont blogerek i zwykłych kobiet, które dzielą się swoją pasją i otrzymują mnóstwo wsparcia i miłych słów od innych kobiet. Sama też tego doświadczam, ale jak to w życiu bywa doświadczyłam też zawiści i myślę, że wiele z nas doświadczyło nieszczerości i braku wsparcia od innej. Dziś mój instynkt pomaga mi podpowiedzieć, kiedy uwaga jest pozytywna, a kiedy zawistna, głównie dlatego, że cenię sobie szczerość w kontaktach z bliskimi mi ludźmi, bo nie lubię kreować pustej bańki obłudy. Widzę, że kobiety się wspierają i widzę, że to są prawdziwe kobiety, takie które nie tylko widzą piękno, ale też je czują, bo piękno jest wtedy, gdy pozwalamy sobie na prawdę przed sobą i przed innymi.

Jest jeszcze dużo do zrobienia, ale zdaję sobie sprawę, że ani zawiść ani zazdrość nie zniknie z naszej przestrzeni. Zapewne też, częściej niż wsparcie, ktoś doświadczy złośliwych słów, chodzi jednak o to, abyśmy poznały siebie i uświadomiły sobie co czujemy i jaki NAPRAWDĘ mamy stosunek do innych kobiet - tych ładniejszych i tych niepewnych swojej urody, tych szczęśliwych i tych w trudnej sytuacji, tych rozwijających się i tych nadal poszukujących. Jeśli zauważasz piękno, ale nie umiesz wspierać kobiet w ich problemach, to chyba nie wiesz czym ono jest. Łatwo mówić o tym co się widzi, jednak moim zdaniem piękno to przede wszystkim uczucie. To nie sztuka je zauważać w obrazkach czy naturze i dawać znać dookoła, że się je widzi, liczą się czyny, a te wynikają z uczuć i chęci. Mam taką radę do kobiet, jeśli borykasz się z problemami, nie akceptujesz siebie, to nie pomoże ci jeśli będziesz spiskować albo źle mówić o innej kobiecie, nie pomoże ci jeśli będziesz myśleć na zasadzie "ja i moje rywalki". Bądźmy odpowiedzialni i prawdziwi w codziennym życiu, w którym czeka nas o wiele ciekawsza przygoda niż "prywatne wojenki".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz