wtorek, 2 października 2018

Na festynie "Przyjaciół"

"Przyjaciele" to 10 sezonów, 238 odcinków, już 24 lata od premiery pierwszego odcinka i 14 lat od zakończenia serii, mimo to najpopularniejsi nowojorczycy pozostali nieśmiertelni i nadal wzbudzają pozytywne emocje. Nie znam osoby, która nie słyszała o "Przyjaciołach" i nie znam też takiej która tego serialu nie znosi. Znam za to kilka osób, które potrafią wracać do niego na okrągło i wciąż świetnie się bawić. Sama należę do tego grona. Za każdym razem po obejrzeniu ostatniego odcinka dziesiątego sezonu, wracam do samego początku, żeby się nie dołować zakończeniem. "Przyjaciele" poprawiają mi humor, nastawiają pozytywnie, oglądam ich prawie codziennie, a nawet jak nie oglądam w skupieniu to "lecą" sobie w tle i wiem, że nie tylko ja tak robię. Jestem wielką fanką tego serialu więc musiałam wybrać się na "Friendsfest" czyli "festyn z Przyjaciółmi".




Cała impreza została zorganizowana przez Comedy Central, tam "Przyjaciele" lecą na okrągło. W tym roku festyn rozpoczął się 6 lipca w Glasgow, potem był w Newcastle, następnie w Manchesterze, Bristolu, Brighton i na końcu w Londynie. Sama organizacja przemyślana idealnie - dużo atrakcji czyli plan zdjęciowy, eksponaty, dużo niezdrowego jedzenia, mnóstwo pamiątek i to wszystko z logiem "Przyjaciele" - istny raj!
Na początek to co Joey lubi najbardziej czyli jedzenie - była okazja do skosztowania pizzy w stylu Joey'a czyli zwykła serowa, albo z salami oraz w wersji wegetariańskiej, idealnej dla Phoebe. Oprócz tego hot dogi, sernik nowojorski albo inaczej "sernik Moniki", a także najważniejszy punkt całej imprezy, istna wisienka na torcie kafejka "Central Perk", odwzorowana identycznie jak w serialu z centralnym punktem pomarańczową sofą, oraz miejscem dla śpiewającej Phoebe. Tak, można było posłuchać "Smelly cat".



Ciekawą atrakcją było odtwarzanie scenek z serialu, dzięki eksponatom można poczuć się jak w scenach z serialu. Była możliwość przebrania się za panny młode, zupełnie jak Rachel, Phoebe i Monika, a także okazja do założenia kostiumów identycznych jak z balu maturalnego Rachel i Moniki, była też kaplica z Las Vegas, w której Rachel i Ross wzięli ślub, taksówka babci Phoebe, która cieszyła się sporą popularnością. Oprócz tego plan z tytułowej czołówki z parasolkami, a także inscenizacja z wnoszeniem kanapy do mieszkania Rossa, znane jako "PIVOT". 

 Z lewej: Rachel, kurczak, Monika. Z prawej szalona taksówka Phoebe

"PIVOT! PIVOT! PIVOT! - Shut up! Shut up! Shut up!"

Najważniejszym punktem całego festynu była wycieczka po planie zdjęciowym z charakterystycznymi miejscami. Było mieszkanie Joye'a i Chandlera, a w nim m.in. łódka, stół z piłkarzykami oraz tandetna figurka psa zakupiona przez Joey'a. Oczywiście urocze mieszkanie Rachel i Moniki, które było najdłużej oblegane, prawda jest taka, że to mieszkanie jest idealne - piękne i słodkie, wygląda jak... jagodowa muffinka. Ostatnim planem było mieszkanie Rossa. Żal było opuszczać całość.




W gablotach umieszczone były też inne charakterystyczne eksponaty serialowe - był prawdziwy "Hugsy" oraz straszny manekin w ramce, należący do Phoebe, gitara Phoebe, komiks Rossa, trofeum Gellerów i obciachowa bransoletka Chandlera. W sumie to takie małe muzeum.



Uważam taką imprezę za świetny pomysł, wspólny czas ze znajomymi w takim miejscu, to najlepsza zabawa. Oczywiście w przypadku "Przyjaciół" i innych "kanapowych seriali" łatwiej o odtworzenie charakterystycznych miejsc w jednym miejscu, mimo to nie jest to jedyny plan zdjęciowy cieszący się taką popularnością. Nowa Zelandia przyciąga fanów "Władcy Pierścieni", w studio Warner Bross w Londynie jest Ulica Pokątna z Harry'ego Pottera. Dla fanów "Gry o Tron" jest chyba najwięcej atrakcji, tutaj jednak trzeba grubszego portfela, bo w tym przypadku zwiedzanie nie ogranicza się do jednego miejsca, a kilku... państw . Początek jest w Irlandii, gdzie jest zorganizowana wycieczka po plenerach, które znalazły się w serialu, podobnie jest w Hiszpanii oraz Chorwacji, czyli wszystkie miejsca grające Westeros. Czy to wszystko jest stratą czasu lub pieniędzy? Moim zdaniem nie. Jeśli dobrze się bawić to czemu nie w miejscach, które kojarzą się z ulubionymi serialami. Odstawmy megalomanię na bok, to nic złego stracić głowę dla serialu, to takie "guilty pleasure". Dobrze mieć chociaż jedno, ja mam kilka.

4 komentarze:

  1. pieknie napisane, ah japka mi sie cieszy! kochana! <33333

    OdpowiedzUsuń
  2. wpis na 10! niesamowite zdjecie plus bardzo informatwnie! powinni Ciebie zatrudnic tam do promowania! :). Zainspirowalas mnie zeby napisac na blogu o Grze o Tron! ;) (bez grubego portfela tez sie da kilka krajow zwiedzic! :)). Nie dosc ze przyjemnie sie czyta to przyjemnie sie patrzy i na dodatek Twoje estetyczne oko inspiruje! <3

    OdpowiedzUsuń