Pewien mądry Amerykanin Russell Lincoln Ackoff stwierdził, że "Planowanie to projektowanie przyszłości, jakiej pragniemy oraz skutecznych środków jej realizacji” więc kiedy planujemy, jesteśmy częścią jakiegoś procesu i porządku. Planując, uczę się nie marnować czasu i kiedy postanowię coś zrealizować odkładam na bok wszystkie elektroniczne 'czasoumilacze', które mogą mi przeszkadzać. Tydzień temu miałam dwudziestocztero-godzinny detoks od Instagrama i przyznam, że to leczniczo zadziałało na moją wyobraźnię i skupienie. To nie był jakiś wielki problem w moim przypadku, bo nie siedzę non-stop w social-mediach, lubię to, ale mam inną hierarchię wartości najpierw hobby, życie i przyjaciele i tylko gdzieś obok tego wszystkiego Instagramy, Facebooki czy Tłitery. Wyznaczam sobie czas w ciągu dnia, na 'siedzenie' w social-mediach i to działa. Każdy dzień jest realizacją jakiś celów, codziennie szukam pomysłów i inspiracji do bloga. To jednak nie jest tak, że na siłę szukam tematu do pisania, bo blog jest przedłużeniem tego co robiłam już wcześniej, a wcześniej pisałam, tylko w innej formie, na wystawy i do muzeów chodzić lubiłam, teraz jedynie piszę o tym publicznie i to już wyzwanie. Nadrzędnym celem mojego planowania jest wkomponowanie w to wszystko co ostatnio realizuję, czasu na aktywność fizyczną, oglądanie filmów i seriali oraz czytanie, bo ponad wszystko, to są właśnie moje ulubione formy spędzania wolnego czasu.
Najwięcej frajdy sprawia mi planowanie zwiedzania miast. Kiedy postanowię spędzić kilka dni, albo cały jeden dzień w jakimś miejscu, to chcę być przygotowana i zaplanować wyprawę ze szczegółami. Dużo czytam o tym miejscu, lubię poznać jego historię, a potem siedzieć w przewodnikach i decydować co kiedy zobaczyć albo studiować mapę miasta niczym strateg wojenny. To nie tylko planowanie pcha mnie do podróżowania, zwyczajnie uwielbiam odkrywać nowe miejsca. Przyznam szczerze, że w tej kwestii nie można mi zarzucić słomianego zapału, kiedy wymyślę miasto lub region, który chcę zwiedzić, to prędzej czy później tam się znajdę (Nowa Zelandia, to mój największy projekt do zrealizowania). Wybieram kierunek i już jestem nastawiona, że pojadę do danego miejsca, planuję a chwilę później delektuję się realizacją planu, to takie proste. Nie rzucam słów na wiatr, wolę być wiarygodna i słowna. W moim przypadku planowanie jest o tyle ważne, że nastawiam się pod jakim kątem chcę zwiedzić dane miejsce. Czy chcę zobaczyć główne atrakcje turystyczne, czy tylko muzea, czy tylko historyczne miejsca albo parki. Miasta Europy są przepiękne, ale żeby dobrze poznać takie miasto, mam na myśli większe aglomeracje, to potrzeba dłuższej wycieczki. Trudno podczas krótkiej, jednorazowej wyprawy poznać całe miasto wraz z kulturą i obyczajami narodu, dostajemy tego namiastkę w postaci architektury, sztuki i kuchni regionalnej. Jednak spędzenie kilku dni w nowym miejscu może nam dać uczucie, że dokształciliśmy się, a podróż choć troszkę nas zmieniła. Za niecały miesiąc jadę do Paryża i Genewy, to będzie moja piąta wyprawa w tym roku. Po Pradze, Rzymie, Krakowie oraz Cadaques teraz mam w planach odwiedzić stolicę Francji. W trakcie planowania zrozumiałam, że jest tam o wiele więcej ciekawych miejsc niż myślałam i już teraz czuję, że pewnie odwiedzę Paryż raz jeszcze, może na wiosnę. Na początek mam w planach zwiedzić Luwr i Wersal, czyli tradycyjnie muzea, a na resztę przyjdzie czas innym razem. Chciałabym zwiedzić Paryż pod kątem miejsc filmowych, śladami "Amelii" albo "O północy w Paryżu", to byłaby przygoda!
W planowaniu uwielbiam to, że jest to bez wątpienia proces, perspektywa działania i wizja. Czuję że coś się dzieje, coś tworzę określam, a potem delektuję się realizacją, na koniec uczuciem ładu, bo efekt jest i kontrola też. W pewnym sensie nie wiem co to stagnacja i nie mam myśli w stylu "nie wiem co robić dalej", bo zawsze jestem zajęta, nawet nuda jest twórcza i mi pomaga. Organizując czas i realizując założony plan, nie jestem w tym sztywna, do tego stopnia, że wybieram datę i pod to wszystko realizuję, pozwalam sobie na elastyczność, tak chyba zdrowiej. Planować lubiłam od zawsze, tworzenie projektu, zarys i ta cała zabawa z organizacją i prowadzeniem plannera czy zwykłego notesika z ważnymi do realizacji zadaniami. Oczywiście notes jest obowiązkowy, nadal planuję analogowo i wszystko ręcznie zapisuję, nie wyobrażam sobie używać do tego kalendarza w smartfonie czy w laptopie. Jestem staroświecka i korzystam z dzienniczków i zeszytów. Od kupowania każdego z nich jestem uzależniona, właśnie policzyłam, że pustych notesów mam... osiem i w planach kolejny zakup taki ładny z 'Piotrusiem Panem' z Moleskine, no bo czemu nie? Tak więc już nie mam wyjścia - muszę planować, bo trzeba zapisać setki pustych kartek w tych wszystkich notesach.
Czy wam planowanie pomaga? Czy lubicie zaplanować podróż? Czy pozwoliliście sobie na spontaniczną wycieczkę? Czy często pozwalacie sobie na spontaniczność? Ciekawi mnie co spontaniczni ludzie myślą o takich planujących maniakach jak ja, dajcie koniecznie znać w komentarzach.
No prosze nie wiedzialam ze az taka maniaczka planowania jestes! :) to trzeba nam zaplanowac... kawke razem! :) ha! a tak serio to moim zdaniem dobra sprawa - zyjesz juz swoimi wakacjami potem jedziesz i przezywasz wszystko co zaplanowalas, wszystko co juz widzialas oczami swojej wyobrazni! :). A pytanko - co jesli cos pojdzie nie po Twoich planach? Jestes na to przygotowana?
OdpowiedzUsuńJa osobiscie tez kiedys planowalam ale juz przestalam i zyje z przygpdy do przygody planujac dzien albo dwa przed. Spontanicznosc na dobre mi wyszla podczas moich podrozy :).
Pozdrawiam slonecznie <3
Kiedy coś pójdzie nie po moich planach? Jeszcze uczę się, aby nie traktować tego jak koniec świata i zmienić sposób myślenia, że będę miała dobry powód żeby wrócić i nadrobić.
UsuńJa chyba nie mam osobowości spontanicznej jednak, ale podziwiam tych, którzy ją mają, bo to bardzo ciekawe i twórcze osoby :)
Pozdrawiam